czwartek, 6 czerwca 2013

"Wstążka"- I


"A potem świat znowu zaczął istnieć, ale istniał zupełnie inaczej"


Klik.
Stuk.
Puk.
Brzdęk!
-Niech to szlag!
Ja.
Świadomość leniwie krążyła w labiryncie mojego umysłu. Oprócz niej wewnątrz czaszki obijało się dalekie, choć tkwiące we mnie, echo odległych, stłumionych, lecz wyostrzających się z każdą chwilą dźwięków ze świata zewnętrznego, którego istnienia nie byłam wcześniej świadoma. Spróbowałam odzyskać kontrolę nad przerażająco obcym ciałem i unieść powieki.
Silny ból głowy starał się przekonać mnie, że to nie był jednak najlepszy pomysł. Mimo to skupiłam się i po chwili oślepiło mnie białe światło.
Jeszcze raz.
Światła nie było. Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałam nad sobą, była belka i zwieszające się z niej liście. Otaczał mnie mrok wymieszany z dymem. Kiedy poczułam, że wrócił mi nos i płuca, duszący zapach zmusił mnie do kaszlu.
-Wszystko w porządku?- rozległ się kobiecy głos. Nade mną pojawiła się okolona rudymi lokami twarz. Zjawa uniosła mnie, podając gliniany dzbanek. Chłodna woda otrzeźwiła mnie zupełnie.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Leżałam na łóżku. Z belek pod sufitem zwieszały się suszone łodygi i liście. Na kredensie połyskiwała samotna świeczka, a z podłogi unosił się gryzący dym. Chciałam unieść się wyżej i zobaczyć, co go wytwarza, ale dłoń rudowłosej kazała mi położyć się z powrotem.
Czułam, że czegoś nie pamiętam.
Właściwie miałam w głowie białą plamę.
-Kim jesteś?- zapytałam.
-Nazywam się Triss. Triss Merigold.
Triss.
Przytłoczyła mnie fala gorąca.
Triss Merigold? Czyli, że... Udało mi się znaleźć portal...
W jednej chwili wszystko wróciło.
Przeszukiwanie miliona bibliotek. Stosy książek, każda w kilku wydaniach. Opracowania. Internet, funfiction, niezliczone blogi miłośników Geralta z Rivii. Moja obsesja. I wiara, że skoro Ciri znalazła portal pomiędzy światami, to coś takiego może...musi istnieć i tu.
Jednak samego momentu...nie pamiętałam.
-Jak...- wykrztusiłam, nie do końca wiedząc, jak zadać pytanie.
-...zniszczyłaś portal? Nie mam pojęcia. Nie wiem, skąd się wzięłaś, ale siła wyplucia była tak ogromna... Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Skąd się teleportowałaś?
-Ja nic nie pamiętam.- Byłam zawiedziona faktem, że odkryłam coś i nawet nie umiem określić jak, ale szczęśliwa, że to odkryłam.-Udało mi się- powiedziałam wreszcie to, co ciągle kołatało mi się w głowie. Poderwałam się z poduszek...- Zaprowadź mnie do portalu!-...i świadomość ze złośliwym rechotem opuściła mnie znowu.
*
-To musiała być inna rzeczywistość. Zupełnie inny świat- zaszumiało mi w głowie.- Spójrz, co za dziwaczny strój.
-Niespotykany. Ale może po prostu z daleka? Z południa?- odszumiało parę tonów niżej.
-Mówisz, jak typowy, krótko żyjący insekt, wiedźminie.- Wyższy szum przeszedł w złośliwe, nieco pogardliwe parsknięcie.- Zdążyłam już coś niecoś zobaczyć, ale tak barwionych szat nie widziałam jak żyję. Poza tym... Zobacz.
Otworzyłam oczy. Dwie sylwetki pochylały się nad stołem. Moja ruda zjawa, a obok niej wysoki, szeroki w ramionach mężczyzna. Proste, czarne włosy, na których blaskiem grał płomień samotnej świeczki, opadały mu wodospadem na plecy.
Głosy wyostrzyły się.
-Cóż to, diabla mać, jest?- Głos mężczyzny był niski i melodyjny, bardzo miły dla ucha.
Podniosłam się powoli z łóżka. Byłam zupełnie naga, więc owinęłam się szczelnie kołdrą i wstałam. Słysząc plaskanie moich bosych stóp oboje się odwrócili.
-Moja komórka- spojrzałam na stół.- I słuchawki.
-Zostaw!- rzuciła ostrzegawczo Triss.
-Ale ja...
-Któż ty i skąd się tu wzięłaś?- rzekł uspokajająco mężczyzna, chwytając mnie za ramiona, odsuwając w stronę łóżka i sadzając na nim.
-Mam na imię Ola- oświadczyłam trochę niepewnie. I czarodziejka i ten dziwny osobnik wpatrywali się we mnie z taka uwagą i natężeniem, jakby zamierzali wypalić mi dziury w czole, a tymczasem ogień zwstydzenia wypalał dziury w moich zarumienionych policzkach.
-Ola...- powtórzyła za mną Triss.- Ola kto?
Kompletnie nie miałam pojęcia, jak mam się określić. Bo kim ja właściwie byłam? Zakochaną w Geralcie, postaci z książki, dziewczynką, która nagle wylądowała w jego świecie? A przecież on miał Yennefer, pomyślałam, zanim przyszło mi do głowy: A przecież to właściwie nie istnieje. Tak bardzo ja.
-Pamieć po wypluciu chyba straciła- Triss zwróciła się do mężczyzny.
-Po czym?- zdziwiłam się.
-Portal cię wyrzygał jak Yarpen węgorzyki, kiedy zbytnio zaprawi się bimberkiem dziko pędzonym w krasnoludzkiej norze- odparł nie bez powagi mężczyzna. Ale nie mogłam nie parsknąć śmiechem. Uwielbiałam Yarpena.
-Nie wiedziałam, że tak się stanie- rzekłam ze skruchą, uspokoiwszy się na widok ich min.
-Nie wątpię, że gdybyś wiedziała, czym grożą podróże starymi, nieużywanymi portalami, nawet byś do niego nie weszła- rzuciła wymownie Triss.
-Po co to zrobiłaś?- Spojrzałam na niego. Czarodziejka nazwała go wiedźminem. Musiał nim być. Dwie długie blizny od czoła, poprzez prawe oko, przecinające kącik ust i kończące się nieco pod nimi zdobiły bladą twarz. Złote tęczówki mieniły się jak łuski Villentretenmerth'a. Wprawdzie nie stał się albinosem po Próbie Traw, jak Geralt, ale to przecież nie było regułą.
-Może szukałam lepszego świata- spuściłam wzrok. 
-Tutaj?!
-Tu istnieje magia.
-Też mi argument!- prychnął wiedźmin.
-Vadimirze!- Triss dała mu sójkę w bok.-Ubodło mnie to.
-Przepraszam- bąknął bez cienia skruchy.- Nie wiem, jak jest w twoich stronach, ale tutaj sukinsyn sukinsyna sukinsynem pogania. Jak mawiają niektórzy: skurwysyństwo...
-...i pogarda- weszłam mu w słowo.
-Za pół korony wychędożyć pańskie córki można. A nie tylko cnota niewieścia staniała, bo i ideały podeptano, walczyć nie ma o co. Za skośne oczy czy dłuższe uszy po pysku się rękawicą żelazną dostaje- ciągnął.
-Wiedźminowi brak ideałów doskwiera- wtrąciła kpiąco Triss.- Nigdy ich nie mieliście. Zdarzali się odszczepieńcy, ale...
-Nie, nie mieliśmy. Ale broniliśmy tych, którzy mieli.
-Gówna warta ta twoja filozofia, Vadimir, tyle ci powiem. Bierze się tylko z bezczynności, bo jak ręki nie masz czym zająć, to cała energia idzie ci w głowę. Męska ręka nie powinna mieć problemów z bezczynnością...
-Za dużo mówisz. Czyżby twoje usta miały ten problem?- odciął się Vadimir.
-Wszyscy wiedźmini są bezczelni, ale do tego stopnia...- Triss przewróciła oczami.- Opuść nas teraz łaskawie. Ola powinna się ubrać, skoro już tu jest, zanim pomyślimy, co dalej. Sprawdź, jak sprawa stoi z  Eithné. To teraz ważniejsze. Żegnam- zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, po czym oparła się o nie i westchnęła, a niesforny lok odłączył się od stada i samowolnie opadł jej na twarz.- Ugh...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz