"A potem świat znowu zaczął
istnieć, ale istniał zupełnie inaczej"
Klik.
Stuk.
Puk.
Brzdęk!
-Niech to szlag!
Ja.
Świadomość leniwie krążyła w
labiryncie mojego umysłu. Oprócz niej wewnątrz czaszki obijało się dalekie,
choć tkwiące we mnie, echo odległych, stłumionych, lecz wyostrzających się z
każdą chwilą dźwięków ze świata zewnętrznego, którego istnienia nie byłam wcześniej
świadoma. Spróbowałam odzyskać kontrolę nad przerażająco obcym ciałem i unieść
powieki.
Silny ból głowy starał się
przekonać mnie, że to nie był jednak najlepszy pomysł. Mimo to skupiłam się i
po chwili oślepiło mnie białe światło.
Jeszcze raz.
Światła nie było. Pierwszą
rzeczą, jaką ujrzałam nad sobą, była belka i zwieszające się z niej liście.
Otaczał mnie mrok wymieszany z dymem. Kiedy poczułam, że wrócił mi nos i płuca,
duszący zapach zmusił mnie do kaszlu.
-Wszystko w porządku?- rozległ
się kobiecy głos. Nade mną pojawiła się okolona rudymi lokami twarz. Zjawa
uniosła mnie, podając gliniany dzbanek. Chłodna woda otrzeźwiła mnie zupełnie.
Rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Leżałam na łóżku. Z belek pod sufitem zwieszały się suszone
łodygi i liście. Na kredensie połyskiwała samotna świeczka, a z podłogi unosił
się gryzący dym. Chciałam unieść się wyżej i zobaczyć, co go wytwarza, ale dłoń
rudowłosej kazała mi położyć się z powrotem.
Czułam, że czegoś nie
pamiętam.
Właściwie miałam w głowie
białą plamę.
-Kim jesteś?- zapytałam.
-Nazywam się Triss. Triss Merigold.
Triss.
Przytłoczyła mnie fala gorąca.
Triss Merigold? Czyli, że...
Udało mi się znaleźć portal...
W jednej chwili wszystko
wróciło.
Przeszukiwanie miliona
bibliotek. Stosy książek, każda w kilku wydaniach. Opracowania. Internet,
funfiction, niezliczone blogi miłośników Geralta z Rivii. Moja obsesja. I
wiara, że skoro Ciri znalazła portal pomiędzy światami, to coś takiego
może...musi istnieć i tu.
Jednak samego momentu...nie
pamiętałam.
-Jak...- wykrztusiłam, nie do końca wiedząc, jak
zadać pytanie.
-...zniszczyłaś portal? Nie mam pojęcia. Nie
wiem, skąd się wzięłaś, ale siła wyplucia była tak ogromna... Nigdy czegoś
takiego nie widziałam. Skąd się teleportowałaś?
-Ja nic nie pamiętam.- Byłam zawiedziona faktem,
że odkryłam coś i nawet nie umiem określić jak, ale szczęśliwa, że to
odkryłam.-Udało mi się- powiedziałam wreszcie to, co ciągle kołatało mi się w
głowie. Poderwałam się z poduszek...- Zaprowadź mnie do portalu!-...i
świadomość ze złośliwym rechotem opuściła mnie znowu.
*
-To musiała być inna
rzeczywistość. Zupełnie inny świat- zaszumiało mi w głowie.- Spójrz, co za
dziwaczny strój.
-Niespotykany. Ale może po prostu z daleka? Z
południa?- odszumiało parę tonów niżej.
-Mówisz, jak typowy, krótko żyjący insekt,
wiedźminie.- Wyższy szum przeszedł w złośliwe, nieco pogardliwe parsknięcie.-
Zdążyłam już coś niecoś zobaczyć, ale tak barwionych szat nie widziałam jak
żyję. Poza tym... Zobacz.
Otworzyłam oczy. Dwie sylwetki
pochylały się nad stołem. Moja ruda zjawa, a obok niej wysoki, szeroki w
ramionach mężczyzna. Proste, czarne włosy, na których blaskiem grał płomień
samotnej świeczki, opadały mu wodospadem na plecy.
Głosy wyostrzyły się.
-Cóż to, diabla mać, jest?- Głos mężczyzny był
niski i melodyjny, bardzo miły dla ucha.
Podniosłam się powoli z łóżka.
Byłam zupełnie naga, więc owinęłam się szczelnie kołdrą i wstałam. Słysząc
plaskanie moich bosych stóp oboje się odwrócili.
-Moja komórka- spojrzałam na stół.- I słuchawki.
-Zostaw!- rzuciła ostrzegawczo Triss.
-Ale ja...
-Któż ty i skąd się tu wzięłaś?- rzekł
uspokajająco mężczyzna, chwytając mnie za ramiona, odsuwając w stronę łóżka i
sadzając na nim.
-Mam na imię Ola- oświadczyłam trochę niepewnie.
I czarodziejka i ten dziwny osobnik wpatrywali się we mnie z taka uwagą i
natężeniem, jakby zamierzali wypalić mi dziury w czole, a tymczasem ogień
zwstydzenia wypalał dziury w moich zarumienionych policzkach.
-Ola...- powtórzyła za mną Triss.- Ola kto?
Kompletnie nie miałam pojęcia,
jak mam się określić. Bo kim ja właściwie byłam? Zakochaną w Geralcie, postaci
z książki, dziewczynką, która nagle wylądowała w jego świecie? A przecież on
miał Yennefer, pomyślałam, zanim przyszło mi do głowy: A przecież to właściwie
nie istnieje. Tak bardzo ja.
-Pamieć po wypluciu chyba straciła- Triss
zwróciła się do mężczyzny.
-Po czym?- zdziwiłam się.
-Portal cię wyrzygał jak Yarpen węgorzyki, kiedy
zbytnio zaprawi się bimberkiem dziko pędzonym w krasnoludzkiej norze- odparł
nie bez powagi mężczyzna. Ale nie mogłam nie parsknąć śmiechem. Uwielbiałam
Yarpena.
-Nie wiedziałam, że tak się stanie- rzekłam ze
skruchą, uspokoiwszy się na widok ich min.
-Nie wątpię, że gdybyś wiedziała, czym grożą
podróże starymi, nieużywanymi portalami, nawet byś do niego nie weszła- rzuciła
wymownie Triss.
-Po co to zrobiłaś?- Spojrzałam na niego.
Czarodziejka nazwała go wiedźminem. Musiał nim być. Dwie długie blizny od
czoła, poprzez prawe oko, przecinające kącik ust i kończące się nieco pod nimi
zdobiły bladą twarz. Złote tęczówki mieniły się jak łuski Villentretenmerth'a.
Wprawdzie nie stał się albinosem po Próbie Traw, jak Geralt, ale to przecież
nie było regułą.
-Może szukałam lepszego świata- spuściłam
wzrok.
-Tutaj?!
-Tu istnieje magia.
-Też mi argument!- prychnął wiedźmin.
-Vadimirze!- Triss dała mu sójkę w bok.-Ubodło
mnie to.
-Przepraszam- bąknął bez cienia skruchy.- Nie
wiem, jak jest w twoich stronach, ale tutaj sukinsyn sukinsyna sukinsynem
pogania. Jak mawiają niektórzy: skurwysyństwo...
-...i pogarda- weszłam mu w słowo.
-Za pół korony wychędożyć pańskie córki można. A
nie tylko cnota niewieścia staniała, bo i ideały podeptano, walczyć nie ma o
co. Za skośne oczy czy dłuższe uszy po pysku się rękawicą żelazną dostaje-
ciągnął.
-Wiedźminowi brak ideałów doskwiera- wtrąciła
kpiąco Triss.- Nigdy ich nie mieliście. Zdarzali się odszczepieńcy, ale...
-Nie, nie mieliśmy. Ale broniliśmy tych, którzy
mieli.
-Gówna warta ta twoja filozofia, Vadimir, tyle ci
powiem. Bierze się tylko z bezczynności, bo jak ręki nie masz czym zająć, to
cała energia idzie ci w głowę. Męska ręka nie powinna mieć problemów z
bezczynnością...
-Za dużo mówisz. Czyżby twoje usta miały ten
problem?- odciął się Vadimir.
-Wszyscy wiedźmini są bezczelni, ale do tego
stopnia...- Triss przewróciła oczami.- Opuść nas teraz łaskawie. Ola powinna
się ubrać, skoro już tu jest, zanim pomyślimy, co dalej. Sprawdź, jak sprawa
stoi z Eithné. To teraz ważniejsze. Żegnam- zatrzasnęła mu drzwi przed
nosem, po czym oparła się o nie i westchnęła, a niesforny lok odłączył się od
stada i samowolnie opadł jej na twarz.- Ugh...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz